"Grey Man" jest filmem obraźliwym na ogromnej ilości poziomów,
Po pierwsze - obraża inteligencję widza. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia nierealistycznym kinem akcji, bo rozumiem, że film jest listem miłosnym do lat 80 i produkcji typu Rambo czy Terminator i prawa fizyki albo i logiki można nagiąć. To rozumiem...
Ale, cholera, autorom scenariusza nie chciało się nawet sprawdzić jaka religia dominuje w Azerbejdżanie, więc pokazany jest prawosławny pogrzeb w islamskim kraju. Nie chciało wygooglować podstawowych informacji, wobec czego mamy kwiatki typu "w Pradze żyje 3 miliony ludzi". W ogóle Praga, która w tym filmie gra i samą siebie i Wiedeń i na dodatek Baku to jest jakaś totalna kpina. Zwłaszcza z Baku - gdzie widać że stolica Czech, z komputerowo wklejonymi wieżami w tle, co wygląda idiotycznie, nawet jeśli ktoś nigdy tam nie był. Wydali na ten film grube miliony i nikt nie zriserczował, że to miasto jest w totalnie innej strefie klimatycznej.
Nawet jak dali cytat z filozofa to im się nie chciało w pieprzonej wikipedii sprawdzić jakie były poglądy Artura Schopenhauera, wobec czego, zupełnie mylnie, mamy info, że on twierdził, że cierpienie uszlachetnia. Oj nie.
Nie mówię już o idiotycznej fabule, bo rozumiem, że jest pretekstem dla wybuchów. Jednak motywacje bohaterów to szczyt. Szczególnie w przypadku postaci granej przez Anę De Armas, która gotowa jest mordować dziesiątki ludzi i poświęcić całe życie w imię szczęścia jakiejś obcej sobie dziewczynki.
Po drugie - ten film obraża kraje, w których się toczy, Jest jakimś szczytem amerykańskiej arogancji. Powiela kliszę, wedle której służby USA w imię prania swych wewnętrznych brudów może wozić się po świecie i niszczyć centra miast, mordować dziesiątki funkcjonariuszy policji, strzelać z bazook i granatników, a jedyne konsekwencje, które spotykają CIA to oburzenie kilku stacji telewizyjnych... Do tego lokalni mundurowi, czy to jest Wiedeń, Chorwacja, czy Bangkok przedstawieni są jako banda totalnych idiotów, którzy nie umieją powstrzymać latających po ich mieście kilku szaleńców. A tego dają się zabijać jak muchy. Obywatele tych miejsc to też w tym filmie skończeni debile. Niezbyt to miłe.
Po trzecie - film obraża zwyczajnie całą kinematografię, bo tak dużą kasę wpakowano w produkcję i promocję filmu, który zwyczajnie jest tak na maksa średni i nijaki Nawet wybuchy nie są wyjątkowo spektakularne.
Ale ogląda się w sumie okej, szczególnie ciekawa rola Chrisa Evansa jako narcystycznego, zakochanego w sobie socjopaty, wyszła ciekawie i dość nietuzinkowo, jak na tak sztampowe kino.